Bohaterowie

poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział IX - "Wiesz, że nie musisz?"

/Emma/
Nudzi mi się...
Co można robić w wielkim budynku, w którym jest się pierwszy raz?
Ktoś miał do mnie przyjść i powiedzieć o której obiad.
Spojrzałam na zegarek. 10:00.
No to sobie pewnie trochę poczekam do posiłku. Pewnie nie będzie wcześniej niż  o 13:00. Nie żebym była głodna, tylko nie wiem co ze sobą zrobić. 
Mam!
Wstałam i wyszłam z pokoju. 
Postanowiłam ogarnąć cały ośrodek. Gdzie co jest, kto, gdzie mieszka i tak dalej.
Szłam korytarzem. Był ładny. Staroświecki i zarazem nowoczesny. To, co niektórzy uważaliby za zbyt pogmatwane, ja uważałam za fascynujące. W niektórych miejscach Instytut był w średniowiecznym stylu, a w innych raził w oczy sprzętem elektronicznym. Wszystkie drzwi na moim korytarzu były zamknięte. Po prostu cudownie.
Pustka...
Pustka jest wszędzie!
Widzę drzwi wyjściowe.
Spoko. Czyli mieszkam na parterze.
Kuchnia. Pełna robotyki. Tego się nie spodziewałam.
Instytut w Los Angeles był... No był staromodny.
Ok nie będzie problemu z dojściem do kuchni.
To teraz po schodach w górę.
1 piętro.
Najpierw w lewo, potem w prawo, znowu w lewo, prosto.
Pukam do pierwszych lepszych drzwi, bo zdaje mi się, że tu oś mieszka. Stwierdzam tak, bo na drzwiach jest namalowana runa Angelic Power. 
Nie myliłam się.
Słysząc ciche "proszę", weszłam do środka. 
Pokój był ogromny. Chyba największy jaki widziałam w jakimkolwiek Instytucie. Na środku stała sztaluga, a koło łóżka były dwa beżowe dywany ze zrobionymi przypadkowo fałdami. Na ścianach wisiało wiele obrazów i rysunków przyczepionych taśmą. Po biurku walały się ołówki różnej grubości, pędzle, farby, kredki najróżniejszych odcieni i wiele innych przyborów malarskich. Był to pokój Clary, a mieszkanka skakała wokół sztalugi wykończając rysunek.
Podeszłam do niej, żeby zobaczyć arcydzieło.
Oniemiałam z zachwytu.
- T-to jest CUDOWNE! - krzyknęłam podziwiając Anioła, który miał spuszczoną głowę. 
Co z tego, że był smutny? Moim zdaniem ten rysunek zasługuje na Nobla.





- Ostatnio ciągle rysuję Anioły. Po prostu coś mnie ciągle ciągnie do płótna i muszę je narysować. Zwykle wychodzą mi smutne. Może odwzorowują mój charakter? Nie wiem, po prostu nie wiem co o ty myśleć.
- Dlaczego odwzorowują twój charakter? Jesteś smutna?
- 4 lata temu trafiłam do Instytutu. Wcześniej mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Pewnego dnia wybuchł pożar. Matka zginęła. Otworzyłam bramę i zabrałam Jonathana i Mary tutaj. Ostatnią rzeczą jaką widziałam, był ojciec uciekający w stronę lasu. Do tej pory nie dowiedzieliśmy się, co było przyczyną ognia. - Po policzku Clary spłynęła samotna łza.
- I ciągle rozpaczasz? - spytałam zdziwiona.
- Nie.  - odpowiedziała - Półtora miesiąca temu dostaliśmy wiadomość od ojca. Wcześniej długo go szukaliśmy. Uznaliśmy, że nie żyje. Powiadomił nas, że zamierza przywołać wroga z przeszłości i zniszczyć świat, a my - ja, Jonathan i Mary - mamy się do niego przyłączyć. - po policzku Clary zaczęło spływać coraz więcej kropelek słonej wody. - To wszystko mnie przerasta.
Zaniemówiłam.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Powiedziałabym, że wszystko będzie dobrze, ale bym skłamała. Mimo to, przysięgam na Anioła, że spróbuję ci pomóc, na tyle, na ile będę potrafiła.
- Wiesz, że nie musisz? - spojrzała na mnie zeszklonymi, szmaragdowymi oczami. Ma śliczne oczy.
- Wiem, ale chcę. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i ją przytuliłam.




- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że przyszłaś. To pomogło.
Usiadłyśmy na kanapie, a ja zaczęłam ją rozbawiać.
W końcu rzuciłam w nią poduszką. Ona oczywiście oddała.
Po pewnym czasie do pokoju wparował Jace, mówiąc "Nie ma jakiegoś Herondale'a, nie ma bitwy na poduszki", potem Izzy, Jonathan, Mark, Julian, Alec, Max i Mary. Było super. Wszyscy się śmiali i nikt nie był smutny.

 

- 14! - Krzyknął Jonathan - Obiad! - a ten tylko o jednym.
Olaliśmy to, że jesteśmy spoceni i dyszeliśmy. Zeszliśmy na dół, gdzie Maryse nakrywała stół.
- Na waszym miejscu bym się umyła - powiedziała na powitanie.
Próbując powstrzymać się od śmiechu usiedliśmy do stołu.
Ja siedziałam koło Clary i Iz. Na przeciwko mnie Jules, obok niego, na przeciwko Clary Jace, obok rudej Mark - ach ci jej adoratorzy... - Przed Isabell Jonathan. Obok Marka Max i Mary, a obok Herondale'a Alec. Na szczycie stołu zasiadła Maryse. 
Jedliśmy w ciszy.
Po skończonym posiłku każdy udał się do swoich pokoi, żeby się umyć.

Cześć, to znowu ja!
*I w tym momencie każy myśli: "Serio? No co ty?" cz coś w tym stylu*
Zastanawiacie się pewnie czemu tak przyśpieszam. 
Otóż, trochę źle rozplanowałam czas i musiałam trochę przyśpieszyć.
Jak możliwe, że zauważyliście mamy początek grudnia...
Co za tym idzie?
Święta!
Tak moi drodzy, na moim blogu będą obchodzić święta!
Ale tylko ze względu na pewną rudowłosą pannę i blondwłosego pana. Chcę ich swatnąć w czasie świąt.
Ktoś się domyśla jak?
Do następnego!

2 komentarze:

  1. Rozdział NIEZIEMSKI <3 Mam wrażenie, że w święta Jace podaruje Clary coś wspaniałego lub ją gdzieś zabierze. Lub pójdą razem na łyżwy i Clary wpadnie na niego lub będzie go uczyć :DDD Nie wiem, muszę czekać! Dlatego pisz!

    OdpowiedzUsuń