Bohaterowie

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział IV - Jak wygrać z Herondale'em

/Clary/ 
Otwieram oczy i widzę swój pokój. No tak Jace kazał mi iść spać, mówiąc, że sam zajmie się pilnowaniem dziewczyn. Rozejrzałam się po pokoju. Pomieszczenie było duże. "Ja POTRZEBUJĘ przestrzeni." takie było moje wyjaśnienie na pytanie dlaczego nie chce małego pokoju. Kto by chciał? Po za tym, nie przeżyje bez rysowania, więc dostałam największy pokój w Instytucie. Przez 4 lata urządziłam go po swojemu. Ściany były brązowo białe, na nich wisiały moje obrazy oprawione w ramę. Na biurku było porozstawiane pełno kubków z przyborami do rysowania. Na środku stała sztaluga. Na białej podłodze leżały dwa moje ulubione puchate dywany. 



Spojrzałam na zegarek: 4:38. Jeszcze było ciemno.
Jak mogłam tego nie zauważyć?! 
Ta tajemnice pójdzie ze mną do grobu. 
No nic. 
Wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam krótki, chłodny prysznic i umyłam zęby. Przebrałam się.Białą bluzkę z długimi rękawami i wielkim czerwonym sercem na środku wsadziłam z przodu w ciemne, lekko pozdzierane rurki, zostawiając wypuszczone z tyłu. Do tego czerwone trampki i złote bransoletki. Włosy związałam w kucyk, gumką z czarną różą. 


Zerkam na zegarek. 5:02.
Co mi szkodzi? 
Zeszłam na dół, żeby zobaczyć, czy Jace jeszcze jest u sióstr. Wchodząc do środka ledwo się powstrzymałam przed wybuchnięciem śmiechem. Jace spał rozwalony w fotelu. 
A czego ja się mogłam spodziewać?
Szturchnęłam go lekko, a potem mocniej. Nic, nie budził się. Przez głowę przemknął mi szatański plan. 
Zaczęłam rozważać pozytywy i negatywy.
Jace mnie za to zabije.
Jak co, to umrę śmiejąc się.
Pobiegłam szybko, ale cicho do pokoju, tak żeby nikt mnie nie słyszał. 
Zaczęłam grzebać w szufladach. Jest! Mam!
Moja stara opaska z dzieciństwa z białymi uszami królika.  Chwyciłam jeszcze czarny marker.
Pobiegłam z powrotem do Skrzydła Szpitalnego.
Uff... Spał dalej.
Narysowałam mu wąsy i brodę.
Nałożyłam opaskę na jego głowę z blond kudłami, powstrzymując się od śmiechu.
Zginę w potwornych męczarniach.
A teraz finał.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i pstryknęłam mu parę zdjęć z różnych stron.
Coś mi się zdaje, że śmierć będzie długa i bolesna.
Zaczęłam szybko wychodzić rechocząc się, bo chłopak zaczął się powoli budzić. 
Jeśli mnie zauważył, to już nie żyję.
Pobiegłam do pokoju Isabell. Ona mnie zrozumie. 


/Jace/ 
Obudził mnie jakiś głos. Jakby ktoś robił zdjęcie. Otworzyłem oczy i zauważyłem jak Clary wychodzi szybkim krokiem z pokoju cicho się śmiejąc. Nie mając siły się zastanawiać zasnąłem z powrotem.

/Isabell/
Obudziło mnie walenie do drzwi. Spojrzałam na zegarek: 5:26
Na Anioła! Kto o tej porze się do mnie dobija?!
Otworzyłam drzwi.
-Clary?! - krzyknęłam zdziwiona.
- Ciszej - warknęła.
Wpuściłam ją do środka.
- To o co chodzi? - spytałam.
- Dzisiaj jest Światowy Dzień Robienia Żartów Jace'owi Herondale'owi.
Na moje usta wdarł się diaboliczny uśmiech.
Clary wyciągnęła z kieszeni telefon i coś przeglądała. Po chwili pokazała mi zdjęcie Jace'a, na którym miał namalowane wąsy i brodę, a do tego, przyczepione uszy królika. Zaczęłam tarzać się ze śmiechu po podłodze.
- Izzy wstawaj, idź się ogarnij i przyjdź do mnie do pokoju. Ja idę poinformować resztę żeby też zaraz wpadła.

/Jonathan/
Obudziło mnie walenie do drzwi.
- Clary?! Co ty na Anioła robisz o tej porze?! - krzyknąłem.
- Robimy numer Herondale'owi. Wchodzisz w to?- spytała.
Oczy mi się zaświeciły
- Zawsze.
-Idź do Aleca i przekonaj go żeby się zgodził. - rozkazała, bo byłem ubrany, jakoś tak mi się wcześnie wstało. - Ja idę do Maxa i Mary. Przyjdźcie do mnie do pokoju.
I wyszliśmy. Ona w stronę pokojów dzieciaków, a ja pokoju Aleca.

/Clary/
10 minut później wszyscy byli u mnie i obmyślaliśmy plan o nazwie "Pogrążyć Herondale'a"
- Jakieś pomysły?
- Na pewno coś z kaczkami. Jace boi się kaczek. - powiedział o dziwo podjarany tym wszystkim Alec.
- Każdy to wie, tylko co? - odezwał się Max.
- Może jak Jace się skapnie co ma na twarzy i pójdzie do łazienki to zmyć, to podrzucimy mu kaczkę z młodymi do kompletu? - podsunęła Izzy.
- To jest coś, tylko że za mało. - odpowiedziałam - potrzebujemy czegoś więcej.
- Kaczka na obiad? - zaproponowała Mary - Jace jej nienawidzi.
- Tak, to też, ale i tak za mało. Coś jeszcze? - zaczęliśmy myśleć.
- Mam! - krzyknął Jonathan. - Max leć szybko, ale cicho i zobacz, czy Jace śpi, Jest w skrzydle szpitalnym. Uważaj, żeby cię nie zobaczył. 
Max pobiegł. 
Wrócił po 5 minutach, mówiąc, że śpi. 
- Dobra robimy tak. Izzy, albo ktokolwiek, macie leki nasenne? - spytał.
- Ja mam - odezwała się Iz.
- Ok to tak. Podamy mu leki nasenne i przyszyjemy do fotela. Powiesimy nad nim lustro, żeby zobaczył co mu z buźką się stało.
- Izzy przygotuje leki nasenne, kosmetyki i jakąś piękną różową sukieneczkę. Będzie wyglądał jak prawdziwa dama. - dodałam.
- Ok, to Alec idź do sklepu po kaczkę na obiad. Kup jeszcze różową farbę do włosów. Max, Mary wy pilnujcie, żeby Jace się nie obudził, a jak się obudzi, to nie pozwólcie mu wyjść i zobaczyć jak wygląda. - Jonathan zaczął wydawać polecenia.
- Iz, ty już idź po proszki, kosmetyki i kieckę, a Clary po przybory do szycia. Spotkacie się w szpitalu. Ja idę po kaczki do parku.
Położyliśmy ręce na rękę Jonathana i krzyknęliśmy:
- Raz, dwa, trzy - Wygramy My.
I się rozeszliśmy.

1 komentarz:

  1. Mam zaszczyt nominować Cię do LBA. Więcej tu -> http://clace-love-story.blogspot.com/2016/02/lba.html?m=1 :)

    OdpowiedzUsuń