Matka nie
żyje…
Ojciec
uciekł…
Jonathan
jest przy mnie na wpół przytomny…
Trzymam za
rękę płaczącą Mary…
Rysuję
bramę…
Wyobrażam
sobie nowojorski Instytut – jedyny, w którym byłam.
Drugą ręką
chwytam brata. Mocniej ściskam siostrę i razem przechodzimy przez portal. Nie
wybaczę sobie, jeśli nie przeżyją.
Czuję się
jakby ciemność mnie pochłaniała. Powieki same mi opadają. Prawdopodobnie ze
zmęczenia.
Wyczuwając
grunt pod nogami otwieram oczy, patrząc na moich towarzyszy. Jonathan ledwo
powstrzymuje się od omdlenia, ja tak samo.
Musimy tylko
podejść do drzwi i zadzwonić…
Naciskam
dzwonek i po chwili otwierają nam Maryse i Robert Lightwood. Podaję im małą,
czując, że świat wokół mnie zaczyna wirować…
Blog zapowiada się naprawdę ciekawie ;) Już dodałam twojego bloga do ulubionych, aby być na bieżąco! Mam nadzieję, że next pojawi się nie długo :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Ciekawie się zapowiada lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuń